Kujawsko-Pomorski Związek Piłki Nożnej

Nasza pasja i motywacja - piłka!

Wyszukaj:

Rozmowa z Piotrem Ciesielskim

Ponad 1500 meczów na liczniku, 15 lat biegania po boisku z gwizdkiem i chorągiewką oraz spory bagaż doświadczeń. Tak można w dużym skrócie opisać arbitraż Piotra Ciesielskiego z Włocławka, który w marcu tego roku zawiesił buty na kołek. Jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy na kujawsko-pomorskich boiskach właśnie zaczęła nowy rozdział w roli obserwatora. Zapraszamy na krótki wywiad z Piotrem Ciesielskim. 

 

Jak w ogóle zaczęła się Twoja przygoda z gwizdkiem?

Przez kilka lat byłem kierownikiem w drużynie MLKS Zjednoczeni Piotrków Kujawski. Pewnego dnia zadzwonił do mnie Pan Józef Janiszewski i powiedział, że jest organizowany kurs sędziowski. Wiele się nie zastanawiałem i po prostu się zgłosiłem. Już w szkole lubiłem sędziować na lekcjach WF różne mecze oraz prowadziłem zawody międzyszkolne. Ta ścieżka wydała mi się zatem naturalna i fajna. Nie mogłem łączyć funkcji kierownika drużyny oraz sędziego. Wybrałem zatem arbitraż.

 

Jak wspominasz kurs sędziowski?

Przede wszystkim każde zajęcia były stacjonarne. Trzeba było być na każdym wykładzie, które prowadzili obserwatorzy i sędziowie wyższych klas. Zjeżdżali się ludzie z całego województwa. 

 

Są jakieś wydarzenia z boiska, do których często wracasz myślami?

Było sporo fajnych i gorszych chwil, to na pewno. Sporo ciężkich meczów. Z niektórych boisk wyjeżdżaliśmy w towarzystwie Policji. To chyba normalne w tej profesji. Ale ostatnio chyba najbardziej utkwiła mi w pamięci miła sytuacja z meczu IV ligi. Byliśmy w Świeciu na stadionie Wdy. W pierwszej połowie wykluczyłem zawodnika, co wzbudziło delikatnie mówiąc „sporo kontrowersji” wśród kibiców. Słyszeliśmy sporo wyzwisk ze strony trybun, ale ku naszemu zdziwieniu, w obronie sędziów stanął Pan Michał Partyka – kierownik Wdy. Uspokajał kibiców, że nasza decyzja była prawidłowa, bo z perspektywy ławek zdarzenie było klarowne. Taką informację przekazał do spikera na stadionie, a ten kibicom. Mało tego, po meczu jeden z kibiców do mnie podszedł i przeprosił za zachowanie. Był to miły gest, którego chyba nigdy nie zapomnę.

 

No właśnie, bo sędziowanie często kojarzy się z tymi negatywnymi aspektami, a ja chciałbym zapytać o pozytywy.

Zgadza się, bywało ciężko, ale tych pozytywów też jest sporo. Sędziowałem wiele spotkań o różnych ciężarach gatunkowych. Pamiętam na przykład jeden z meczów w III lidze w Kaliszu, gdzie uznałem bramkę w kontrowersyjnych okolicznościach, a potem przyznano mi rację. Takie rzeczy budują każdego sędziego. Takich momentów było naprawdę sporo, ale ciężko mi nawet szczegółowo je wymienić. 

 

Miałeś w swojej przygodzie momenty zwątpienia, że chciałeś zakończyć bieganie z gwizdkiem?

Przez większość czasu nie. Podczas moich ostatnich dwóch sezonów zaczęły się takie myśli pojawiać. Już chyba poczułem zmęczenie materiału. Doznałem kontuzji ścięgna Achillesa, co znacznie utrudniało mi poruszanie po boisku. Brałem często środki przeciwbólowe, żeby prowadzić zawody. Niestety, ale to tylko krótkotrwały środek i z czasem moja forma fizyczna się po prostu obniżała. W wyniku tego popełniałem więcej błędów i była większa nagonka na moją osobę. Bardzo mnie to bolało i po czasie stwierdziłem, że nie chcę robić czegoś w co nie mogę się zaangażować w stu procentach. Nie robię rzeczy na pół gwizdka i pojawiły się myśli o zawieszeniu butów na kołku. 

 

Co dobrego spotkało Cię dzięki sędziowaniu?

Sporo rzeczy. Przede wszystkich chyba to, że poznałem masę ludzi na swojej drodze. I to różnych ludzi. W wyższych ligach miłe jest to, że spotykasz znanych piłkarzy, czy działaczy, których widziałeś wcześniej w telewizji. A na naszych regionalnym podwórku poznałem wielu przyjaciół i wzorów do naśladowania. Pierwsza osobą, która mi pomogła i dała szansę był Ryszard Przybysz, który sędziował wtedy „okręgówkę”. Zabierał mnie na swoje mecze. Miałem wtedy okazję się pokazać szerszemu gronu i przede wszystkim mogłem pokazać swoje umiejętności. W zespole był również Krzysztof Polewski. Bardzo fajnie wspominam te czasy. 

 

A jak wspominasz obserwatorów?

Dobrze, nigdy z nikim nie miałem konfliktu. Zawsze przyjmowałem uwagi i nie kłóciłem się. Starałem się wysłuchać i wdrażać poprawki w arbitrażu. Nie mogę powiedzieć na nikogo złego słowa. Mam nadzieję, że mnie też tak będą wspominać.

 

No właśnie, bo od tej rundy jesteś już obserwatorem. Jak się czujesz w tej roli?

Zaskakująco dobrze chyba. Myślałem, że będzie gorzej, ale chyba pasuje mi ta rola. Mam dobry kontakt z sędziami, z którymi jeszcze niedawno pracowałem na boisku. Myślę, że mnie szanują i słuchają tego co mam do powiedzenia. Gdzieś tam dotarło do mnie wśród środowiska, że wypadam dobrze. Na początku miałem trochę stresu, ale z meczu na mecz czułem się lepiej. Chciałbym, aby tak zostało. 

 

Żałujesz czegoś w tej 15-letniej perspektywie sędziowskiej?

Tak, przede wszystkim tego, że nie zacząłem wcześniej. Może bym doszedł gdzieś wyżej. Kiedyś czasy były inne. Trzeba było pracować cały sezon, aby robić awanse. Nie było dostępu do tylu źródeł szkoleniowych. Dzisiaj młodzi chłopacy mają łatwiej. W IV lidze wszystkie mecze są nagrywane, mają materiały do analizy, mogą zobaczyć siebie w kamerze bardzo często. Mimo błędów idą wyżej, bo to jest nieuniknione, że je popełnisz. Uważam to za dobre podejście władz. Idzie to w dobrym kierunku. Nie liczą się tylko noty, ale również podejście oraz ciężka praca. Uważam, że jeżeli ktoś chce pracować, to w końcu osiągnie większy lub mniejszy sukces. Mamy obserwacje telewizyjne, samooceny i to na pewno duży plus dla komisji szkoleniowej. 

 

Uważasz, że na przestrzeni lat poziom sędziowania w naszym województwie się podniósł?

Zdecydowanie tak. Już pomijając kwestię awansów Daniela Stefańskiego, Bartka Frankowskiego, czy Patryka Gryckiewicza, to trzeba spojrzeć obiektywnie, że mamy zdolną ekipę w III lidze. Chłopacy spokojnie mogliby już prowadzić mecze wyżej, ale pewnie stopniowo będą szli do góry. To dowodzi temu, że jeżeli chce się pracować, to można szybko awansować. 

 

Poleciłbyś młodym ludziom kurs sędziowski i tę profesję?

Jak najbardziej. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że można nauczyć się „życia” na boisku. Ja nauczyłem się przede wszystkim pokory, zrozumiałem, że każdy może popełnić błąd i trzeba go czasami przyjąć „na klatę”. O wiele łatwiej przychodzi mi w życiu podejmowanie trudnych decyzji i jest bardziej odporny na stres. Uważam, że jest to ciekawa opcja dla młodzieży i warto próbować. Osobiście staram się zachęcać na każdym kroku pasjonatów sportu i piłki do arbitrażu. 

 

Rozmawiał Tomasz Szpunar



Kujawsko-Pomorski Związek Piłki Nożnej

 

85-674 Bydgoszcz,

ul Gdańska 163

tel. 52 34113 33, 52 341 31 43

 

e-mail: kujawpomorski@zpn.pl, bydgoszcz@kpzpn.pl

 

Konto bankowe: Bank Millenium

69 1160 2202 0000 0001 4188 4663

 

Podokręg Toruń

 

87-100 Toruń,

ul. ks. Jerzego Popiełuszki 1/3

 

tel. 56 622 47 82

 

e-mail: torun@kpzpn.pl

 

Podokręg Włocławek

 

87-800 Włocławek,

ul. Królewiecka 27

 

tel. 54 232 79 12

 

e-mail: wloclawek@kpzpn.pl

 

Copyright © 2018 - Kujawsko-Pomorski Związek Piłki Nożnej

Realizacja: GREGSOFT Group

Polityka Prywatności

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Czytaj więcej Akceptuję